Ostatnio próbowałam odnaleźć początek mojego zafascynowania Japonią. Doszłam do wniosku, że wszystkiemu jest winna "Czarodziejka z Księżyca". Było to pierwsze anime, które oglądałam po powrocie ze szkoły (a dokładniej podstawówki) do domu. Następnie ta miłość przycichła, zastąpiona przez uwielbienie języka francuskiego, kuchnię włoską i Cartoon Network.
Jednak jak mówią stara miłość nie rdzewieje i znów za sprawą "Czarodziejki..." wróciłam do anime - jednakże już na studiach. Tak się zaczęło. Potem nastąpiła faza "Rycerzy zodiaku", odkrycie portali z różnymi anime. Japoński świat kultury animowanej i rysunkowej zaczął mnie wciągać coraz bardziej. Ulubione anime zaczęły rozwijać się w mangi, potem wszędzie próbowałam wcisnąć grafiki z postaciami, które przypadły mi do gustu. Niedawno wciągnęły mnie też gry otome i nawet JRock. Raczej nie można mnie nazwać jeszcze otaku, ale jestem już bliżej niż dalej tego stanu. Odwiedzenie Kraju Kwitnącej Wiśni jest jeszcze odległym marzeniem, ale takim, które tylko czeka na spełnienie.
Co do wpływów azjatyckich w kuchni to początek był tradycyjny - sushi. Dopiero potem wkradały się inne potrawy. Nie będę ściemniać - kocham smażony makaron i ramen. W styczniu na blogu znaleźliście dwa dania, które mnie nęciły długi czas i mogę powiedzieć, że dopisuję je na listę ulubionych. Jednocześnie trwam na nauce japońskiego, więc to miesięczne wyzwanie było dla mnie jakby spełnieniem marzeń.
Ja, mata! じゃ, また!Do zobaczenia! :D
0 komentarze:
Prześlij komentarz